Pura Vida, Kostaryka (part 2) – Ameryka Środkowa
Kostarykańskie jedzenie jest proste i powtarzalne, łączy w sobie kuchnie hiszpańską, karaibską, północno i południowo amerykańską. Nie jest to kuchnia zdrowa, nie ma też zbyt wiele do zaoferowania weganom, ale jak wszędzie w takiej sytuacji, wyszło mi to na dobre.
Z wegańskim jedzeniem poza stolicą bywało różnie, a brak przetworzonego żarcia spowodował, że odżywiałam się tam super zdrowo. Moja codzienna dieta bazowała na sezonowych warzywach, owocach, kukurydzianej tortilli i kawie. Deserem bywała prawdziwa 70 % czekolada. Jadałam świeżo i w 100% roślinnie. Poznałam kilka nowych smaków, mogłam się bezkarnie żywić awokado.
Jedzenie
Mam nadzieję że lubisz fasolę i ryż. Typowe hostelowe poranki zajadaliśmy arbuzem i ananasem z gallo pinto – czyli właśnie ryżem z fasolą – i popijaliśmy czarną kawą. Kolejnym smakiem tamtejszej codzienności było awokado, kupowane od lokalsów prosto z ogrodu czy samochodu. Najsmaczniejszym doświadczeniem, organiczna czekolada i kawa, prosto z plantacji.
Desery w zależności od rejonu bazują na kokosie i plantanach (Limón) oraz kukurydzy (w rejonie Guamacaste). Ale tak naprawdę najważniejszym przysmakiem i dobrem jest czekolada.
Lista dań z natury roślinnych i tych łatwych do zweganizowania:
Tamales – danie z kukurydzianej masy z dodatkiem różnych składników, zawinięte w liście bananowca. Trzeba pytać o skład, czytać, bo da się znaleźć opcje bezmięsne.
Gallo pinto – ryż z fasolą, w zależności od rejonu, czasem gotowane w mleku kokosowym z papryczkami habanero, z kolendrą, cebulą, czosnkiem lub warzywami, z dodatkiem salsy lazano lub bulionu.
Tortillas de maiz – tortilla kukurydziana, bezglutenowa.
Patacones / Tostones – smażone, rozmiażdżone zielone platany. Podawane z pastą z fasoli, guacamole i innymi dodatkami.
Sopa Negra – zupa z czarnej fasoli, często serwowana z jajkiem, wystarczy powiedzieć „no huevos”.
Frojoles Frito – pasta ze smażonej fasoli, czarnej lub czerwonej. Można ja nabyć zupełnie wszędzie w puszkach lub innego rodzaju opakowaniach.
Gallos – to po prostu kostarykańskie tacos, składające się z małej kukurydzianej tortilli i nadzienia. W wersji z arracache (warzywo z rodziny selerowatych) powinno być vegan. Same tortille są 100 % wegańskie i bezglutenowe.
Casado / Comida Tipica – to danie podane na talerzu składające się z fasoli, ryżu, smażonych platanów, jakiejś sałatki i mięsa lub smażonego jajka. W wegańskiej wersji casado wystarczy wymienić niechciane składniki na np. awokado i frytki, to jest najtańsza opcja jedzenia w Kostaryce, znajdziesz ją w tzw. soda’ch (lokalnych barach).
Salsa Lizano – sos w butli, w smaku dość specyficzny, trochę warzywny, trochę ziołowy, bardzo popularny i dodawany do wszystkiego jak niegdyś w Polsce Maggi.
Empanadas – smażone lub pieczone duże „pierogi” wypełnione najczęściej serem, czasem ryżem z fasolą, ziemniakami, bardzo często mięsem. Najtańsze jedzenie uliczne, można kupić już za 800 colones za sztukę.
Chorreadas – naleśniki kukurydziane (wegetariańskie – zawierają jajka i mleko).
Pico de gallo – pomidorowa salsa, sos ze świeżych pomidorów.
Enchiladas de papa – bułeczka nadziewana ziemniakami i papryczkami, czasem z ciasta francuskiego czasem innego typu (lepiej pytać o skład).
Pejibaye (Peach Palm Fruit) – wilhelmka wytworna, jadalny (po wielogodzinnym gotowaniu) owoc palmy.
Crema de pejibaye – zupa z w/w owoców palmy.
Palmito – serce w/w palmy, sprzedawane pod różnymi postaciami. Smak jest dość specyficzny i nie każdemu przypadnie do gustu. Nadaje się do sałatek.
Noni (Indian Mulberry) – inaczej morwa indyjska. Owoc który w stadium dojrzałym pachnie jak zepsuty ser, jednych odstrasza, innym smakuje. Nie odważyłam się spróbować.
Arracacia xanthorrhiza – lokalnie nazywane arracache, warzywo korzeniowe należące do tej samej rodziny co marchew, pietruszka i seler. W przeszłości żywili się tym Inkowie, w Kostaryce nadal dość łatwe do nabycia na lokalnych marketach.
Cassava – maniok, yuka, popularne lokalne warzywo.
Plantany – duże zielone banany. Chipsy, frytki i patacones (tostones) są często robione z plantanów.
Carambola (Star Fruit) – owoce o przekroju gwiazdki. Słodkie z nutą kwaśną, bardzo soczyste, jadalne w całości. Idealny owoc do sałatek.
Jocote (Red Mombin) – słodki owoc, lokalnie jadany z solą.
Mamon Chino (Rambutan) – czerwono-różowe owoce z włoskami, bardzo charakterystyczne, jadane bez skóry.
Manzana de Agua (Malay Apple) – mdłe, lekko słodkie owoce.
Granadilla (Sweet Passion Fruit) – inaczej męczennica języczkowata, odmiana passiflory (tak samo jak marakuja). Owoc składa się głównie z pestek występujących w szklistej powłoce, które można jeść łyżeczką.
Guanabana (Soursop, Graviola) – flaszowiec miękkociernisty, owoc o niepowtarzalnym smaku (trochę jak banan plus ananas i gruszka, prawie jak annona), zapachu i kremowej konsystencji.
Marañon (Cashew) – owoc do którego przymocowany jest znany nam orzech nerkowca, słodki, dziwny, ale smaczny.
Cas (odmiana Guava’y) – to mój ulubieniec wyjazdu. Lekko słodkie, trochę kwaskowate owoce z twardymi pesteczkami, idealne do sałatek. Na Maderze jadałam podobne o różowym miąższu, te kostarykańskie są tak samo zielone na zewnątrz, ale białe w środku.
Tamarindo (Tamarind) – szeroko używany w kuchni azjatyckiej, możesz go kojarzyć z przepisów na pad thai. Owoce wyglądem przypominają strąki fasoli, o kolorze brązowym. Można je jeść na surowo, im są dojrzalsze tym mniej kwaśne.
Fruta de Pan (Breadfruit) – podobno smakuje jak chlebek lub frytki, ale niestety nie udało mi się go spróbować.
Fruit salad – sałatka owocowa ;)
Queque navideño – świąteczne ciasto z suszonymi owocami nasączone rumem. Podobne do naszego keksa.
Napoje
Nie ukrywam, że podczas pierwszych dni wyjazdu piłam głównie wodę butelkowaną lub kokosową prosto z orzecha. Temperatura powietrza i wilgotność powodowały wzmożoną potrzebę nawodnienia i niechęć do słodkich płynów. Na szczęście Kostaryka to również kraina kawy i czekolady, więc ich gorzki, wytrawny smak towarzyszył nam codziennie.
Kawa i kakao – ponieważ to ważny wątek, napiszę o nich oddzielnie.
Chan – roślina z tej samej rodziny co chia, jej ziarna są podobne i równie często dodawane do napojów.
Agua dulce – sok z trzciny cukrowej. Dla mnie to po prostu okropnie słodka woda, ale niektórzy ją lubią.
Frescos / batidos – napoje z owoców i mleka.
Horchata – napój mleczny z cynamonem.
Agua de pipa – woda kokosowa prosto z kokosa. Pro tip podpatrzony i stosowany przez nas na wyjeździe – jak znajdujesz zielony kokos pod palmą to uderz nim odpowiednio mocno o pień, owoc pęknie a ty szybko wypijesz zawartość przez szparę (jak masz metalową słomkę to już w ogóle bajka).
Michelada – piwo z sokiem z limonki, podane w kuflu którego rant udekorowany jest solą.
Alkohole – najbardziej popularne są: rum Ron Centenario, alkohol z soku palmowego Vino de Coyol, likier z trzciny cukrowej Guaro i likier kawowy Café Rica.
Plantacje kawy i kakao
Kostaryka posiada idealne warunki do uprawy kawowca (coffea) z którego powstaje kawa i kakaowca (theobroma cacao) z którego powstaje czekolada. Tropikalny klimat, żyzne wulkaniczne gleby i spore wysokości na których znajdują się plantacje, zapewniają wysoką jakość i niepowtarzalny smak ziaren. Od początku wiedziałam, że w ciągu mojego pobytu, muszę znaleźć czas na wycieczkę po plantacji, udało mi się być na dwóch oddzielnych w zupełnie różnych rejonach kraju. Były to solidne lekcje z botaniki i jedne z ciekawszych doświadczeń około kulinarnych wyjazdu zarazem!
Kawa
W Kostaryce rośnie jedynie coffea arabica, a uprawianie ziaren gorszej jakości jest prawnie zabronione. Najlepsze plantacje znajdują się w rejonie Central Valley, Tarrazú i Tres Rios. Smak typowej kostarykańskiej kawy to nuty słodko-owocowe. Kawa charakteryzuje się lekką kwasowością oraz kremowym posmakiem, pozbawionym śladu goryczki. Zachwyca łagodnością i bogactwem aromatów.
Typowym sposobem parzenia jest przelewanie wodą kawy umieszczonej w – bawełnianym woreczku zawieszonym nad filiżanką tzw. chorreador – oraz – w papierowym filtrze umieszczonym w glinianym dzbanku o charakterystycznym kształcie tzw. vandola. W kawiarniach częściej natkniesz się na kawę z ekspresu i bardziej znane ci alternatywne metody parzenia.
Na plantacji kawy wraz z przewodnikiem przejdziesz całą drogę from bean to cup. To bardzo ciekawe doświadczenie, od zrywania własnoręcznie ziaren kawy z krzaczków (jeśli trafisz na czas zbiorów: grudzień-luty), opowieści o jej gatunkach i odmianach, zwierzętach odwiedzających plantację i lokalnej roślinności, przez cały proces obróbki, suszenia, palenia, aż po testowanie. Większość plantacji to małe, rodzinne interesy, często fair trade. Warto takie miejsca wspierać, bo dzięki temu ich pracownicy otrzymują sprawiedliwe płace i odpowiednie warunki socjalne. Kilka paczek kawy z różnych miejsc Kostaryki przywiozłam sobie do domu… moje ulubione pamiątki z wyjazdów to takie które, poprzez różne zmysły, przenoszą mnie do miejsc z których pochodzą. Zapach świeżo mielonej Cafe Monteverde rosnącej na wysokości ponad 1300 metrów nad poziomem morza, przypomina mi dni spędzone w Rezerwatach Monteverde i Santa Elena nieopodal plantacji.
Czekolada
Ten popularny i tani przysmak posiada całkiem ciekawą historię. Przez tysiące lat czekolada w swojej pierwotnej formie – ziaren – była ceniona i używana jako waluta przez starożytne cywilizacje (Azteków i Majów) oraz lokalne plemiona (Chorotega i Bribri). Historia czekolady jest tak bogata jak jej smak i zajmuje znaczące miejsce w historii Kostaryki.
Napój z ziaren kakaowca używany był podczas ceremonii i rytuałów. Może dlatego łacińska nazwa drzewa kakaowego, Theobroma cacao, oznacza „pożywienie bogów”. Kakao uznawane jest za superfood, gdyż posiada właściwości przeciwzapalne, przeciwutleniające i przeciwnowotworowe. Zawiera dużą dawkę magnezu, który ma działanie relaksujące. Pewnie wiesz jak działa na wszelkie smutki, kawałek ulubionej czekolady lub kubek gorącego kakao. Kakao rytualne miało zupełnie inny smak, było gorzkie, wytrawne, z dodatkiem ziół i przypraw, niekiedy ostrych.
Wizyta na plantacji kakaowca była mega! To był początek wyjazdu, hipisiarskie miasteczko Puerto Viejo, rowerowe przejażdżki w deszczu, chodzenie na bosaka po dżungli, spacery z psami po plaży, pierwsze zachwyty i lęki tego wyjazdu… pierwszy i jedyny skorpion :) Plantacja była gdzieś między miasteczkiem, a naszym domkiem w dżungli. Musiałam zrobić sobie spacer by tam dotrzeć, temperatura i wilgotność były dość nieznośne, a na miejscu okazało się że czeka mnie niezła wspinaczka. Po drodze na plantację spotkaliśmy kilka leniwców, trujące mini żabki Oophaga pumilio i 2 rodzaje tukanów. Potem były kolejne magiczne widoki z góry na ocean i korony drzew okolicznej dżungli, stada papug, no i oczywiście przepiękne drzewka kakaowca obsypane owocami.
Przewodnik – tak samo jak w przypadku wizyty na plantacji kawy – z wielkim szacunkiem i zaangażowaniem opowiadał o przyrodzie oraz pracy ludzi na plantacji i w fabryce czekolady. Mówił sporo o historii związanej z uprawą kakao oraz problemach z chorobami, które atakują drzewka. Mieliśmy okazję spróbować surowego ziarna kakao prosto z owoców kakaowca, zobaczyć proces suszenia i fermentacji, a na koniec produkcji organicznej czekolady. Oczywiście było również testowanie i zabawa z mieszaniem smaku czekolady, ziół i przypraw.
Czekolada z Kostaryki ma bardzo prosty skład, nie zawiera mleka, jest naturalna, fair trade’owa i pyszna. To jedynie ziarna kakaowca, masło kakaowe, nierafinowany cukier trzcinowy i naturalne dodatki smakowe (zioła, przyprawy, owoce etc.). Prawdziwa czekolada jest z natury wegańska, a nawet przy 70% zawartości kakao potrafi być mleczna i delikatna w smaku, gdyż jej smak to wynikowa całego procesu produkcji, który jest wieloetapowy. Dopiero po tej wycieczce jestem w stanie docenić smak i cenę prawdziwej czekolady.
Bary i restauracje
Jak już pisałam wcześniej, prawie każdy dom w którym nocowaliśmy posiadał kuchnię, w związku z czym sporo jedzenia przygotowywaliśmy sobie sami. Gotowaliśmy z tego co było lokalne, łatwo dostępne, typowe dla danego miejsca i całego kraju. Chęć poznawania nowych smaków motywowała do odwiedzania restauracji i barów. W większości rejonów Kostaryki bez problemu znajdowaliśmy lokale przyjazne roślinożercom. Czasem były to miejsca całkowicie wegetariańskie i wegańskie, idące z duchem czasu, obecnych trendów żywieniowych i ideologicznych.
Tutti’s Pizzeria (Tortuguero) – po sałatce w przydrożnym soda barze jedzonej nocą w Cariari, to miejsce zrobiło na nas mega wrażenie. Sporo opcji dla wegan i wegetarian, oddzielne menu. Wszystko co zamówiliśmy było świeżo robione, smaczne, zdrowe, łączące w sobie kuchnię lokalną i dobrze znane nam wegańskie klasyki. Pyszne smoothies na ochłodę i dobre reggae w tle :)
Tuyo Coffee Roasters (Puerto Viejo) – mała kawiarnia z opcjami wegan w centrum mojego ulubionego Puerto Viejo. Prowadzi ja super miły i otwarty gość, który opowie ci ciekawe historie ze swojego życia, robiąc w międzyczasie posiłek. Kuchnia zdrowa, świeża, sezonowa, wpływy izraelskie. Mój bowl był soczysty i bardzo dobrze skomponowany, a kawka – pierwsza klasa! Tuyo mieści się na terenie całkiem spoko hostelu The Lion Fish Hostel.
Puerto & Co (Puerto Viejo) – fajne wnętrze z widoczkiem na główną ulicę Puerto Viejo. W karcie znajdziesz zdrowe, organiczne jedzenie, różne rodzaje latte, smoothie, bowle, spring rollsy i desery. Wszystko by było okey gdyby nie dość zblazowana i nieogarnięta obsługa :) Jedzenie dobre, ale bez szału, ceny wyższe niż gdzie indziej. Warto wpaść, bo to jedyna 100% wegańska opcja w tym miasteczku.
Caribeans Coffee and Chocolate (Puerto Viejo) – tam zaczynała się moja wycieczka po plantacji kakaowca. Kawiarnia, pijalnia czekolady i sklepik z organicznymi słodkościami w jednym. Fajny wyspiarski klimat wnętrza, piękny zapach, możesz wejść do chłodni z kilkunastoma rodzajami czekolady i poczynić zakupy. Są jakieś desery do kawy i czekolada pod każdą postacią! Caribeans jest tuż pod miastem, wystarczy wskoczyć na rower, przejechać 5 minut i jesteś.
Paz y Flora (Santa Elena) – to z kolei miejsce wegetariańskie z opcjami dla wegan, wszystko jest opisane na tablicy. Wystrój w stylu hippie-yoga, luźna atmosfera i woda z kranu do każdego dania. Menu zmienne, głównie potrawy fast food oraz kuchni lokalnej w wersji roślinnej. Tam spróbujesz palmito i patacones. To chyba jedyna knajpa w Santa Elena w której jedliśmy i na bank jedyna wegetariańska, jest jeszcze kilka z opcjami dla wegan (ale to już odsyłam do aplikacji HappyCow).
Organico Fortuna (La Fortuna) – poszliśmy tam, bo jedyny wegetariański bar w okolicy – The Flying Tomato – był zamknięty. Wizyta była dość kosztowna, ale warto było. Chyba najbardziej estetyczne wnętrze i jedzenie wyjazdu! Wakacyjny klimat w stylu boho, sporo zieleni, drewna, wikliny i kolorów. Ciekawe smaki smoothies oraz cały mini barek z napojami kawowymi (ciepłymi i zimnymi). Napoje podawane są w towarzystwie bambusowych słomek. W Organico mieści się też mały sklepik z jedzenie i gadżetami „zero waste”.
Sunrice (Quepos) – kuchnia latynoska inspirowana japońską, z opcjami wegańskimi. Jedzenie nawet smaczne, sushi, sałatki, przystawki i makarony z tofu. Lodów brać nie radzę! Strasznie słabe.
Samui Thai (Manuel Antonio) – oj jak bym to teraz zjadła! Ryż z tofu i warzywami podany w wydrążonym ananasie, umiarkowanie tłuściutki i intensywny w smaku. Miejsce nie jest wegańskie, ale ma kilka opcji roślinnych, a obsługa z chęcią odpowiada na pytania. Dodatkowo fajnie zlokalizowane, z pięknym widokiem i nowoczesnym – jak na Kostarykę – wnętrzem.
Luv Burger (San José) – to miejsce 100 % wegańskie. Zlokalizowane trochę na uboczu, niedaleko dużego i dobrze zaopatrzonego marketu Auto Mercado. Piszą o sobie, że oferują zdrowy, organiczny, roślinny fast food i w sumie troszkę tak jest. Chociaż burgera zdrowym żarciem bym nie nazwała, to rzeczywiście był lekki dla żołądka (jak na burgera ;) Do wyboru masz aż 9 różnych rodzajów, plus za bezglutenowe pieczywo. A poza w/w bułami w menu znajdziesz sałatki, bowle, falafel, hummus i 2 rodzaje frytek. Spora ilość dań jest bezglutenowa. Mają domowej roboty kombuczę, słodkości, naprawdę miły klimacik i obsługę.
Sklepy, uliczne markety i bazary
Kostaryka to nie tylko głęboko smażony uliczny street food, to również bogactwo warzyw i owoców. Niezależnie od tego czy wybierzesz sklep czy zrobisz zakupy u lokalnego rolnika, będziesz cieszyć się intensywnością smaku. Poznasz nowe rodzaje ziemniaka, całą gamę zieleni od awokado, przez owoce cas po kolendrę i niedojrzałe mango.
Czego głodny weganin powinien szukać na półkach lokalnego sklepu spożywczego? Na pewno pasty ze smażonej fasoli i samej fasoli w zalewie, oczywiście w puszkach. Przeważnie występuje w 2 wariantach, czarna i brązowa, jest to podstawowy produkt tamtejszej kuchni, dlatego znajdziesz go absolutnie wszędzie.
W większych sklepach można się rozejrzeć za tofu, sojowymi parówkami i mięsem (również w puszkach), roślinnymi mlekami, batonami z musli, kukurydzianych nachosów o smaku limonki, wegańskich lodów marki Mama Toucan’s i Coconut Bliss.
W San José sklepy były zaopatrzone lepiej niż w Polsce. Poza sporą sekcją warzywno-owocową, bogactwo wegańskiej żywności przetworzonej, mrożone pizze Daiya, beyond burgery, wegańskie sery Follow Your Heart, mleka roślinne Rude Health i inne.
Kawę i czekoladę, możesz kupować w ciemno. Oczywiście czekolada jedynie ta lokalna, prawdziwa, fair trade, ona zawsze jest wegańska, pyszna i dostępna absolutnie wszędzie! Kukurydziane tortille i chleby, również.
Ale miejsca w których najczęściej robiliśmy zakupy, to uliczne stoiska z warzywami i owocami oraz bazary. W każdym większym mieście było jakieś targowisko, poza totalnie nie interesującym mnie asortymentem spożywczym (mięso i sery), produktami na wagę, warzywami i owocami, lokalnym rzemiosłem i pamiątkami, była sekcja gastro z fast food’owym jedzeniem. Jednym z bardziej okazałych był Mercado Central w San José. Poza jedzeniem można tam było nabyć absolutnie wszystko, od glinianych świnek skarbonek, po suszone zioła, sprzęty kuchenne, rękodzieło, pamiątki, ubrania i buty.
Biomercado (Puerto Viejo) – mały lokalny sklepik ekologiczny, trochę artykułów zero waste, jedzenia, kosmetyków, kawy, czekolady i lokalnego rzemiosła.
Namu Tienda Gourmet and Organica (Puerto Viejo) – lodówka z wegańskimi lodami, kadzidła, ręcznie robione mydła, wegańskie empanady w kilku wariantach, trochę żywności ekologicznej i produkty superfoods. Nieopodal jest Tuyo Coffee Roasters
Auto Mercado (różne lokalizacje) – nie wiem jak w innych miastach, ale w San José ten market był mega dobrze wyposażony. Pisałam już o tym we wstępie… Mleka, jogurty, sery, fake meat’y, produkty gotowe, czekolady, lody i standardowe produkty sypkie, warzywa i owoce.
Przykładowe ceny (maj 2019)
duża butelka wody 1-2 $
kawa mocha lub latte 4-8 $
espresso 1,8 $
woda ze świeżego kokosa 1 $
mleko roślinne 3,5-7 $
paczka granoli 2,5-3,5 $
bagietka 1,8 $
paczka kukurydzianych tortilli 3 $
3 awokado 2-4 $
3 owoce guayaba 2-4 $
kilo bananów 1,5 $
kilo pomidorów 2,5-3,5 $
pęczek świeżej kolendry 1 $
puszka sojowych parówek 4,3 $
organiczna czekolada 2-3 $
duże piwo 8-10 $
mała puszka pasty z fasoli (frijoles molidos) 1-2 $
wegański burger 7 $
empanada z ziemniakami 2,5-3 $
wegański obiad 9-30 $
smoothie 4-6 $
muffinek w cukierni 4 $
mała paczka kawy w ziarnach 5-15 $
wegańska mrożona pizza dailya 8,5 $
pranie i suszenie ciuchów z całego tygodnia 7 $
magnez na lodówkę 2-6 $
chipsy z plantana 1-2 $
Przelicznik: 1 $ = 562 colón
Na koniec spójrz na Ocean Spokojny… ja już tęsknię!
A jeżeli nie czytałeś pierwszej części mojej relacji z Kostaryki to zapraszam tutaj.
Byłam w Kostaryce miesiąc temu. Kupiłam na targu zmiażdżone ziarna kakao. Teraz już ta kulka jest wyschnięta i szukam pomysłu na jej zużycie. Czekolada w tabliczkach jest tam rzadkością, jest tylko w sklepach pod turystów.
Dziwne, bo ja czekoladę – poza plantacjami – widywałam w zwykłych lokalnych sklepikach, gorzką = najlepszą. Suszone ziarno kakaowca możesz zmielić w młynku do kawy i robić sobie z niego napój kakaowy, mieszając w garnku z mlekiem i odrobiną cukru lub używać do owsianki czy ozdabiania wypieków i deserów ;)