Bezkresna wyspa, Sardynia – Włochy
Do pewnego momentu byłam pogodzona z tym, że w 2020 nie wyjadę więcej poza swój kraj. W lutym udało nam się polecieć na Teneryfę (wpis na blogu), wrócić tuż przed rozpoczęciem tego pandemicznego szaleństwa. Potem było kilka miesięcy zawieszenia, krótkie wakacje w Górach Izerskich (wpis na blogu), kilka weekendowych wypadów i nagle zrobił się wrzesień, a ja nie wytrzymałam…
Lato było zbyt krótkie, stresujące, nie zdążyłam się nim nacieszyć, ani porządnie wypocząć. W połowie września zaczęłam nieśmiało śledzić sytuację pandemiczną w rejonie Morza Śródziemnego. Postanowiłam znaleźć jakieś bezpieczne miejsce, pełne słońca i beztroski. Pierwszy wybór padł na Portugalię, mieliśmy odwiedzić Martę, wypożyczyć samochód, przejechać całe wybrzeże od Porto do Faro, z kilkoma dłuższymi przystankami. Niestety liczba zachorowań w tym kraju rosła dynamicznie, więc zrezygnowaliśmy i kupiliśmy bilety na Sardynię.
Miałam kilka dni na zaplanowanie wyjazdu. Po zeszłorocznym wrześniu na Sycylii (wpis na blogu), jakże pięknym apartamencie z widokiem na Castelmolę… obiecałam mojemu chłopakowi, że tym razem dostęp do cywilizacji, będzie nieco lepszy. Przy okazji udało mi się znaleźć mieszkanie z ogrodem, tarasem, widokiem na morze, jedyne 20 minut spacerem od plaży.
Spędziliśmy 9 dni w nadmorskim miasteczku Cala Gonone (gminie Dorgali, prowincji Nuoro) i kolejne dwa w Cagliari (stolicy wyspy). Nie mieliśmy super sprecyzowanego planu, priorytetem był wypoczynek i obcowanie z przyrodą. Pływanie w morzu, jeśli woda będzie ciepła, chodzenie po górach, jeśli plażowanie nas znudzi i w ostateczności zwiedzanie, kiedy pogoda nie pozwoli na te dwie pierwsze aktywności. Większość naszych wycieczek ograniczyła się do górskiego, tajemniczego i dzikiego regionu Barbagia oraz Ogliastra, dopiero przed wylotem odwiedziliśmy na chwilę Campidano di Oristano i Campidano di Cagliari.
Wyspa okazała się być miejscem niesamowitym. Jest stosunkowo łatwo dostępna, a mimo to dzika i nieoczywista. Zostaje w głowie na dłużej i wywołuje ogromną tęsknotę po powrocie. Posiada wszystko to, czego można oczekiwać od raju. Jest ciepło, słonecznie i zielono. Ludzie żyją powoli i blisko natury, a zwierzęta darzone są należytym szacunkiem.
Sardynia posiada ciekawie ukształtowaną, skalistą linię brzegową. Plaże są mocno zróżnicowane, piaszczyste, kamieniste, łatwo dostępne i takie z dostępem jedynie od strony morza, pełne turystów oraz zupełnie puste. Teren wyspy jest urozmaicony, wysokie góry, wąwozy, wodospady, rozległe płaskowyże i doliny oraz wąskie cyple. Panuje tam klimat podzwrotnikowy śródziemnomorski, zimą łagodny i deszczowy, latem gorący i suchy. Większość opadów występuje zimą i jesienią, wtedy w górach zdarza się nawet śnieg.
Widoki z okna samochodu zmieniają się tam bardzo szybko. Najpierw dzika natura, kojące krajobrazy i przestrzeń, a tuż za rogiem dziury po kulach w znakach wjazdowych do miast, pustostany i murale o tematyce politycznej. Kilka kilometrów dalej dla odmiany skaliste zatoki, plaże i nadmorskie promenady. W osiągnięciu pełnego resetu pomaga duża ilość deadspot’ów, czyli miejsc bez zasięgu. Są takie lokacje jak np. Cala Cartoe i okolice, gdzie kilometrami możesz chodzić, a telefon będzie milczał.
Sardynia jest jedną z dwóch europejskich niebieskich stref. Mianem tym określane są miejsca, w których średnia wieku ludzi jest wyraźnie wyższa niż gdzie indziej, a ich populacja cieszy się lepszym zdrowiem i dobrostanem psychicznym. Życie mieszkańców wszystkich niebieskich stref na świecie ma pewne cechy wspólne. Ze względu na ukształtowanie terenu, który zamieszkują (tereny górzyste), zmuszeni są do ciągłego ruchu i oddychania czystym powietrzem. Są mocno przywiązani do swoich rodzin i przyjaciół, i właśnie te relacje są dla nich wartością najwyższą. Są zaangażowani społecznie, nawet w późnym wieku uczestniczą w życiu swoich lokalnych społeczności. Niewielki jest wśród nich odsetek osób palących i nadużywających alkohol. Najważniejszą kwestią jest jednak dieta… jedzą sporo warzyw, roślin strączkowych i mało mięsa. O tym, jak to wyglądało w praktyce, dowiesz się z dalszego wpisu.
Najpierw troszkę informacji praktycznych!
Jak dojechać
Na chwilę zrobi nam się wpis z serii jak podróżować w świecie Covid-19. Obawiam się, że to nie były jedyne wakacje z pandemią w tle. Dlatego trzeba się oswoić i przyzwyczaić do niecodziennego trybu podróżowania. Jeśli chodzi o loty na Sardynię, to nie będę pisać czym dolecieć i skąd, bo w obecnej sytuacji informacje te szybko się dezaktualizują. My lecieliśmy ostatniego dnia września Ryanair’em z Modlina. Miał on wtedy po dwa loty tygodniowo (środa i sobota), a obłożenie naszego samolotu wynosiło jakieś 75%. Jeśli masz nieco więcej czasu, możesz śmiało ruszyć w podróż drogą lądową i promem. Porty, z których są dogodne połączenia z Sardynią to Livorno, Piombino, Civitavecchia i Salerno (Włochy kontynentalne). Przykładowe połączenie linią Grimaldi Lines z Livorno do Olbia to koszt 110-150 euro (2 osoby i samochód osobowy w 2 strony).
Jeśli chodzi o specjalne wymogi pandemiczne, na tamtą chwilę lądując na Sardynii miałam obowiązek ściągnąć sobie aplikację Sardegna Sicura i ją wypełnić (wszelkie dane osobowe, a także adres pobytu na miejscu). Wracając do Polski, musiałam mieć ze sobą fizycznie wydrukowane i wypełnione 2 formularze (ale jak ktoś zapomniał, dostawał od obsługi samolotu i wypełniał na pokładzie). Na obydwu lotniskach zarówno – Modlin, jak i Cagliari – przy wejściu specjalne urządzenia mierzyły temperaturę. Na terenie lotniska i samolotu, obowiązkowe były maseczki – koniecznie chirurgiczne, niemateriałowe i nie z filtrem – zakrywające zarówno nos, jak i usta. I to by było na tyle, do momentu wprowadzenia nakazu noszenia maseczek na ulicach 2 dni przed naszym wylotem, cieszyliśmy się świeżym powietrzem i udawaliśmy, że jest normalnie!
Transport na wyspie
Nie napiszę nic odkrywczego, stwierdzając, że najłatwiej poruszać się po niej samochodem. Główne drogi są dobrze oznakowane, jest ich stosunkowo niewiele i ciężko się zgubić (nawet bez GPS). Koszt wynajęcia samochodu na 11 dni z maksymalnym ubezpieczeniem (nawet od kradzieży) to ok. 280 euro (w lokalnej, znajdującej się na lotnisku Elmas wypożyczalni Autonoleggio Sardinya). Raczej nie polecam opcji low budget bez ubezpieczenia, bo to, że ktoś ci porysuje auto, parkując w ciasnych uliczkach albo jakiś kamyk odbije ci się na karoserii przy okazji jazdy szutrową drogą, jest pewne. Polecam wcześniej skontaktować się z wypożyczalnią i wynegocjować sobie dobrą cenę, na miejscu kwoty mogą być nieco wyższe.
Nasza grafitowa Panda 1,2 litra dawała radę nawet tam, gdzie raczej widziałabym się w 4 x 4. Zawiozła nas na płaskowyż Golgo i w różne inne zakamarki wyspy, asfaltem nieskalane. Bez niej prawdopodobnie wybralibyśmy pozostanie w pobliżu Cagliari i poruszanie się transportem lokalnym.
Jeśli nie planujesz wypożyczać auta, to z lotniska Cagliari Elmas do centrum miasta jest bardzo blisko. Dostaniesz się tam pociągiem trenitalia (1,3 euro) lub autobusem miejskim ARST linii 125. Głównym przewoźnikiem na wyspie jest ARST. W Cagliari i Sassari jest nawet po 1 linii metra naziemnego. Na terenie całej wyspy kursują autobusy międzymiastowe i pociągi, sezonowe tramwaje (okolice Cagliari) oraz turystyczna linia kolejki wąskotorowej zwana Trenino Verde. Nie mam pojęcia jak z punktualnością i częstotliwością transportu lokalnego, ale mam nadzieję, że jest lepsza niż na Sycylii czy w rejonie Apulii ;)
Wracając do Trenino Verde to w środkowej części wyspy przebiega jedna z najpiękniejszych tras tej zabytkowej kolejki – z Arbatax do Mandas, można przejechać tylko fragment długiej trasy lub całą, a widoki są podobno magiczne.
Jak na każdych wakacjach, planowałam zobaczyć wyspę z każdej perspektywy, również morskiej. Po kilku godzinnym pobycie na Cala Luna i chwili przemyśleń całkowicie zrezygnowałam z rejsów łodzią. Są piękne miejsca, do których możesz dotrzeć droga lądową i jest to sposób o wiele bardziej ekologiczny. A im mniej osób będzie korzystało z tych rejsów, tym więcej spokoju dla ludzi na tych ciężko dostępnych plażach i zwierząt morskich w okolicy.
Pozostaje jeszcze rower, którego tym razem nie mieliśmy w planach, choć niektóre trasy chciałabym kiedyś jeszcze przejechać na dwóch kołach. Wypożyczalnie rowerów są w większych miastach, ceny za MTB lub rower szosowy wahają się między 20-40 euro za dobę (przy wynajmie na tydzień cena spada o ok. 30%).
Sklepy
Zanim wybierzesz sobie miejsce pobytu, zastanów się jak dużo czasu, chcesz spędzić w kuchni. W większych miastach będziesz mieć dobrze zaopatrzone sklepy i wegańskie knajpy, a w mniejszych głównie produkty lokalne, mało wegańskiej żywności przetworzonej i restauracje z opcjami wegetariańskimi (niekiedy kuchnia będzie skłonna je zweganizować). Większe miasta to także targi warzywno-owocowe, duże markety i sklepy z żywnością ekologiczną (w których często są wszelkie wegańskie dobra). Decydując się na jakieś mniejsze miasto, lepiej wynajmij apartament z kuchnią. Poprzez gotowanie inspirowane kuchnią lokalną, poznasz bogactwo jej składników, a jedząc w restauracjach, doświadczysz jej autentyczności. Nawet tam, gdzie weganizm jeszcze nie zagościł, w menu przeważnie znajdziesz wegańskie pewniaki: pizzę marinarę, pasta pomodoro i spaghetti aglio e olio.
NaturaSi – to sieć sklepów z produktami głównie rolnictwa ekologicznego. Etyczna, z ideałami i misją. W sklepach NaturaSi (które na Sardynii znajdują się m.in. Cagliari, Oristano, Sassari i Olbii oraz we Włoszech kontynentalnych m.in. Rzym, Bari, Mediolan) poza organicznymi warzywami, owocami, kawą, pieczywem i kosmetykami, znajdziesz wegańskie wędliny, sery, mleka, burgery, tofu, sejtan, tempeh, jogurty, desery etc. Poza Alpro, Valsoia i Sojasun, mają tam zupełnie inne marki niż w Polsce.
Conad – to z kolei jedna z największych sieci supermarketów we Włoszech. W większych miastach sklepy są bardzo dobrze zaopatrzone w produkty wegańskie, każdego typu (burgery, steki, pasty, sery, lody, zupy, polentę, jogurty, desery, mleka roślinne etc.). Conad ma nawet swój brand Verso Natura Veg, który jest skierowany do wegetarian i wegan (wszystko jest dobrze oznaczone).
Coop, Zizzone, Crai, MD, Lidl – to najczęściej występujące na wyspie markety. W zależności od wielkości i miasta posiadają różną ofertę produktów spożywczych, czasem też wegańskich, kiedy indziej zupełnie nie. Na szczęście w większości tych sklepów znajdziesz roślinne mleko czy jogurt oraz wszelkie warzywa strączkowe suche i w puszkach. Czasem pesto „senza formaggio”, hummus, czy wegańskie lody.
Jedzenie
Sardynia to raj dla osób na diecie wegetariańskiej, weganki i weganie poza dużymi miastami, muszą się troszkę nagimnastykować (ale w Polsce jest zupełnie tak samo). Kuchnia Sardynii jest ściśle podzielona na dania z lądu (terra) i dania z morza (mare). Zajmę się głównie tymi pierwszymi, bo to wśród nich można znaleźć dania wegetariańskie oraz łatwe do zweganizowania. Jak się domyślacie dania z morza, opierają się głównie na rybach i owocach morza, a na ten temat nie wiem zupełnie nic.
Można powiedzieć, że Sardynia to kuchnia pasterzy i rolników, a jej bogactwem są m.in. produkty na bazie owczego mleka (słynne pecorino sardo). Ludność Sardynii w czasach najazdów przeniosła się w głąb wyspy i zajęła hodowlą zwierząt oraz uprawą ziemi. Podział na dania z lądu i morza, odzwierciedla zarówno historyczne perypetie wyspy, jak i jej uwarunkowania geograficzne. Rozległe doliny, płaskowyże (hodowla owiec, kóz, krów i świń – terra) i oddzielające się od nich poszarpanymi szczytami górskimi, wybrzeża (rybołówstwo, połów ostryg i skorupiaków – mare).
Smaki kuchni sardyńskiej mają tylko po części pochodzenie włoskie. Spora część potraw to mieszanka wpływów kuchni jej najeźdźców, m.in. Fenicjan, Kartagińczyków, Rzymian, Arabów, Maurów i Hiszpanów. Wyspa była okupowana przez prawie wszystkie mocarstwa śródziemnomorskie przez ponad 2500 lat, aż w 1861 roku stała się częścią Włoch.
Na szczęście dla diety roślinnej, uprawa zbóż, roślin strączkowych, buraków cukrowych, bakłażanów, pomidorów, winorośli, oliwek, migdałów i drzew cytrusowych, jest również popularna. A wachlarz smaków dopełniają dziko rosnące szparagi, grzyby, mirt, rozmaryn, kocanka i chruścina jagodna (jej kwiaty i kora wykorzystywane są również w ziołolecznictwie).
Jeśli chodzi o alkohol, to warto spróbować lokalnych win: białego wytrawnego Vermentino di Gallura, czerwonego Cannonau oraz słodkiego białego Moscato. Z piw polecam Ichnusa, to taki zwykły lager lokalnej produkcji z elementami sardyńskiej flagi na etykiecie. A po obiedzie obowiązkowo Mirto, likier wspomagający trawienie.
Co warto spróbować na Sardynii?
Owocu pompia, który rośnie tylko w północno-wschodniej części Sardynii, w Siniscola. Z jego skóry robi się likier, a z miąższu marmoladę. Jest również obłędnie słodki, przypominający kandyzowane owoce, a galaretowaty deser Sa Pompia, podawany na specjalne okazje. Likieru Mirto oraz innych specyfików z udziałem mirtu zwyczajnego, który jest popularnym na wyspie krzewem, wiosną obsypanym białym kwieciem, które zamienia się w ciemnofioletowe jagody. Od czasów starożytnych liście i owoce mirtu zwyczajnego uważane były za cenny surowiec leczniczy oraz przyprawę. Jagody, gałązki i liście dodaje się do różnych potraw kuchni lokalnej, nadają im lekko żywiczny aromat. Ważna informacja dla wielbicieli szparagów, na wyspie można znaleźć tzw. dzikie szparagi, o wiele cieńsze i bardziej wyraziste w smaku, od tych które znamy. Jest też wszechobecny rozmaryn, kwitnie, pachnie i rośnie wszędzie jak chwast, można zrywać do woli i używać w kuchni do wszystkiego.
Na pewno będziesz jeść dużo makaronu, więc musisz spróbować lokalnych rodzajów. Na przykład malloreddus (który przypomina trochę gnocchi), fregola (w formie kulek uprzednio podprażonych w piekarniku), lorighittas (w formie zwiniętych w warkocz oczek).
Culurgiones przypadną do gustu fanom tzw. ruskich, bo są to pierogi z nadzieniem z ziemniaków, mięty i sera pecorino, polane prostym pomidorowym sosem. Danie łatwe do zweganizowania wystarczy użyć tofu lub wegańskiego sera zamiast pecorino. W wegańskich restauracjach dostępne w wersji 100% roślinnej. Kolejny rodzaj pierogów to niewielkie ravioli, nadziewane najczęściej serem pecorino, ale można też znaleźć wersję z grzybami czy ze szpinakiem. W wegańskich restauracjach zawsze mają jakieś roślinne ravioli, powyżej fota z Gintilla’i w Cagliari i ich ravioli serowe. Seadas to natomiast typowy lokalny deser, który wyglądem przypomina ogromne, okrągłe ravioli wypełnione serem pecorino, głęboko smażone i na koniec polane miodem lub posypane cukrem pudrem. Deser wegetariański, czasem dostępny w wersji wegańskiej (w roślinnych knajpach), łatwy do zweganizowania w warunkach domowych.
Poza focaccią i pizzą w piekarniach serwują czasem panadas (wpływy kuchni hiszpańskiej), która wygląda jak duży pieróg lub nadziewana bułka. Spokojnie można znaleźć je z nadzieniem warzywnym. Oczywiście jest cała lista glutenowych przysmaków Sardynii, warte spróbowania jest ich pieczywo codzienne, mają podobno ponad 100 rodzajów. Pane spianata (przypominające nasze podpłomyki), pane pistoccu (cienkie pieczywo z rejonu Ogliastra i środkowo-wschodniej Sardynii), pane carasau (cienkie jak opłatek pieczywo, chrupiące i sycące) i pane carasau gutiau (to najlepsza moim zdaniem odmiana pane carasau, z dodatkiem oliwy i soli, występuje w różnych odmianach smakowych z dodatkiem regionalnych ziół, polecam szczególnie takie z rozmarynem). Z chleba pane carasau przygotowuje się – przypominającą lazanię – potrawę o nazwie Pane frattau. Pane carasau moczony jest w bulionie i przekładany sosem pomidorowym i startym na tarce serem pecorino, czasem na wierzchu ląduje jajko w koszulce. Potrawa jest łatwa do zweganizowania, ale nie wiem jak z dostępnością tego chlebka w PL. Na Sardynii, można w niektórych wegańskich knajpach zjeść w pełni roślinne panne frattau.
Ponieważ niektórzy weganie włączają miód do swojej diety, napiszę o tym lokalnym, bardzo specyficznym gorzko-słodkim miodzie corbezzolo. Swój specyficzny smak zawdzięcza on roślinie o nazwie chruścina jagodna, dziko porastającej wyspę. W sklepach jest sporo innych ciekawych smaków np. eukaliptusowy, rozmarynowy i tymiankowy.
Jeśli chodzi o słodkości to poza najpyszniejszymi wegańskimi lodami pistacjowymi (dostępnymi w wielu lodziarniach), spróbuj Sa Carapigna. Jest to sorbet z ekologicznych lokalnych limonek i cytryn. Orzeźwiająca prostota, dla tych, co nie lubią zbyt słodkich deserów.
Co sobie przywieźć z Sardynii? Jeśli chodzi o kulinaria to na pewno: oliwę, oliwki, makarony (fregola, malloreddus i lorighittas), wino (Vermentino di Gallura, Cannonau), marcepan, migdały, mirto, craftowe piwo, chleb (np. pane carasau gutiau), miód (corbezzolo, asfodelo, agrumi, eucalipto), kawę (o ile jesteś fanką / fanem włoskiej kawy oczywiście), słodycze na bazie migdałów i skórki pomarańczowej, czarną soczewicę. Z rzemiosła warto zwrócić uwagę na biżuterię, tkaniny i ceramikę. WAŻNE Nie próbuj wywozić z Sardynii piasku, muszelek czy kamyków, bo grozi za to kara pieniężna i więzienie.
Miejsca
Tak jak już pisałam, naszą bazą wypadową było miasteczko Cala Gonone. W planach była środkowo-wschodnia część wyspy (La Barbagia), zdominowana przez dzikie pasmo gór Gennargentu, którego zbocza dochodzą do samego morza. Pofałdowane wyżyny porasta tam makia, czyli zaroślowa formacja roślinna, w której skład wchodzą krzewy mirtu, dzikiego tymianku, opuncji i karłowatych dębów. Przez ponad tydzień kręciliśmy się po tej okolicy, poznając zarówno dzikie zakamarki wyspy, jak i turystyczne perełki.
Zahaczyliśmy też o region Ogliastra, podczas wyprawy spektakularną drogą Orientale Sarda SS 125 na płaskowyż Altopiano di Golgo, do Pedra Longa oraz miasteczek Baunei, Santa Maria Navaresse i Arbatax. Kolejne miejsce, które odwiedziliśmy pod koniec wyjazdu to zachodnie wybrzeże i okolica Oristano. Tam naszym oczom ukazało się zupełnie inne oblicze wyspy, płaskie ukształtowanie terenu i wybrzeża pełne małych zatoczek z piaszczystymi plażami. Każde z tych miejsc polecam, chodź moje serce skradła Barbagia, w której tradycje i sposób życia wydają się pozostawać nienaruszone przez stulecia, a miejscowi nadal posługują się językiem sarda.
Cala Gonone to mała, urocza miejscowość nadmorska, w której nocowaliśmy. Pierwotnie była to wioska rybacka na wschodnim wybrzeżu wyspy. Wybrałam ją ze względu na bliskość morza i gór oraz dość specyficzne położenie (z resztą wyspy łączy ją tunel przez wzgórza Dorgali, który powstał dopiero w 1860 roku). W samym Cala Gonone jest kilka plaż, w tym jedna piaszczysta, na południe od miasteczka. A w bliższej i nieco dalszej okolicy znajdują się plaże uchodzące za najpiękniejsze na wyspie (m.in. Cala Luna, Cala Fuili, Cala Cartoe). Do części z tych plaż można dojść pieszo, niekiedy jest to kilkugodzinny spacer z pięknymi widokami, kiedy indziej lepiej podjechać samochodem, np. w przypadku Cala Cartoe. Spacer wśród dzikich oleandrów, migdałowców i kwitnącego rozmarynu posiada walory lecznicze. Poza plażami w okolicy są szlaki trekkingowe, są groty (Grotta del Bue Marino, Grotta di Ispinigoli), zabytki archeologiczne (Nuraghe Mannu, Dolmen di Monte Longu). Poza sezonem miasto było bardzo spokojne, mimo to kilka restauracji, kawiarni i lodziarni wciąż było otwartych. Na pizzę i pastę chodziliśmy do Zio Pedrillo lub Garden Baru, na wegańskie lody pistacjowe do Gelateria Fancello, a na kawę do La Siesta.
Najbliżej Cala Gonone znajduje się górskie miasteczko Dorgali, pełne sklepów z lokalnym rzemiosłem (biżuteria, noże, ceramika, tkaniny etc.). Jest w nim kilka większych marketów, piekarnie, knajpy i park z punktem widokowym (Parco del Carmelo). Warto odwiedzić Glutenfree LAB, jeśli chcesz skosztować lokalnych specjałów, a nie możesz glutenu oraz Wiki Pizzę, jeśli gluten ci niestraszny.
Jedną z pierwszych plaż do jakich dotarłam na wyspie była Cala Fuili. Mała, kameralna i dzika, otoczona wielkimi głazami i drzewami, wypełniona żwirkiem wymieszanym z piaskiem. Znajduje się blisko miasteczka Cala Gonone, można do niej dojść pieszo (fajny szlak plażą, a potem klifem wśród zieleni i asfaltem) lub dojechać samochodem. Plaża jest oblega przez ludzi, a w październiku szybko zachodziło tam słońce. Dodatkowo słynie z miejsc do wspinaczki oraz trasy wgłąb wąwozu Canyon Codula Fuili. To właśnie tutaj zaczyna się szlak na słynną plażę Cala Luna. Droga jest piękna, naturalnie ukształtowana, zróżnicowana, aczkolwiek dość wymagająca. Idzie się długo, jest pełno przewyższeń, więc raczej japonki i bikini odpadają. Nam zajęła ok. 2 h w jedną stronę. Sam szlak dostarcza niezapomnianych wrażeń, można się trochę zmęczyć, jest co podziwiać, jest przyroda, śpiew ptaków i wszechobecna zieleń. Po dotarciu na miejsce okazuje się, że Cala Luna nie jest aż tak niedostępna i znajduje się przed nią bar, w którym można uzupełnić zapasy wody. Na tyłach plaży znajduje się laguna z bujną roślinnością, rybkami i ważkami fruwającymi niczym wróżki. Jak znudzisz się leżeniem w słońcu, możesz udać się do jednej z grot lub ścieżką wgłąb wąwozu Codula di Luna.
W kolejne dni docieraliśmy dalej, m.in. do Monti del Gennargentu. A jest to przepiękny masyw górski środkowej Sardynii, który porastają rośliny tj. chruścina jagodna dęby, klony, jałowce, filirea szerokolistna, rozmaryn i szarańczyn strąkowy (karob). Zwierzęta, które występują w tym rejonie to daniel, jeleń, muflon śródziemnomorski, dzik, żbik europejski, lis, kuna, jeż, sokół skalny, orzeł przedni, krogulec zwyczajny oraz myszołów zwyczajny. Najwyższy szczyt masywu nosi nazwę Punta La Mormora (o wysokości 1834 metry n.p.m.) i jest stosunkowo łatwo dostępny z parkingu o nazwie Sp7 (Sentiero Basso Bruncu Spina). Droga to ok. 10 km i 5-6 h wspinaczki. Prawdziwą perełką masywu jest Gola di Gorropu, jeden z najgłębszych i najpiękniejszych wąwozów Europy. Dziki i niedostępny, ale wart kilku godzin wspinaczki. My zostawiliśmy go sobie na później, czyli na kolejną wizytę na Sardynii. Aby do niego dotrzeć, najlepiej zatrzymać się w miejscu o nazwie Passo Genna Silana.
A główna droga, po której poruszaliśmy się przy okazji tych wypraw to Orientale Sarda SS 125. Panoramiczna trasa z Dorgali do Baunei, pełna zapierających dech w piersiach widoków. Dla kierowców trochę adrenalinki, a dla pozostałych osób widoki i ciągłe przystanki na robienie zdjęć. Wspomniana już Passo Genna Silana, znajduje się mniej więcej w połowie drogi do Baunei. Ponieważ na wyspie panuje kameralny klimat, zwierzęta czują się bardzo swobodnie i np. niedaleko miejscowości Urzulei, jadąc SS125 należy zwolnić, bo wychodzą na drogę… Czasem dzikie świnie, a kiedy indziej konie. W niektórych miejscach można się zatrzymać na poboczu i podglądać życie stada owiec lub innych przebywających tam ziwerząt. Wracając wieczorem z Baunei, Arbatax czy płaskowyżu Golgo w stronę Dorgali, można doświadczyć spektakularnego zachodu słońca nad masywem Gennargentu.
Zatoczka i plaża Cala Cartoe to nasze odkrycie ostatnich dni, wymagało co prawda mrożącej krew w żyłach wspinaczki samochodem i jazdy szutrowymi bezdrożami, ale było warto. Plaża bez infrastruktury (jest jedynie tablica informacyjna i miejsce, by postawić samochody), piaszczysta, z idealnym dostępem do morza, przejrzystą, lazurową wodą i znikomą ilością ludzi. Można sobie z niej zrobić spacer dalej na Spiaggia di Osalla oraz jeszcze dalej do Stagno Petrosu. A są to piękne miejsca z piaszczystą plażą, która ciągnie się kilometrami, a na jej zapleczu znajduje się kanał z lazurową wodą pełną ryb. Kolorystyka tego miejsca uwodzi bez filtrów, a dzięki pandemii byłam tam zupełnie sama i miałam te widoczki na wyłączność.
Riserva Bidderosa, to piękny park krajobrazowy i zarazem jedyny płatny, w jakim byliśmy. Miejsce posiada infrastrukturę w postaci szutrowych dróg i parkingów, kilku kładek ku plażom i foodtrack’a. Na terenie parku poza plażami o idealnie gładkim, białym piasku, znajduje się laguna w której – o odpowiedniej porze roku – można spotkać flamingi. Są również szlaki trekkingowe i stanowiska dla ornitologów. Nigdy nie ma tłumów, bo ilość osób na terenie parku jest ograniczona. Jest pięknie, zielono, pachnie rozmarynem i eukaliptusem. Można z niego dojść dalej do Spiaggia Berchida, która jest klejnotem północno-wschodniego wybrzeża wyspy. Tam również panuje drobny biały piasek, wydmy, otoczone przez naturalne zarośla jałowca i las piniowy. Dzięki temu, że w okolicy nie ma miast, panuje dość intymna atmosfera, plaża ciągnie się kilometrami i można znaleźć miejsca totalnie odludne. Im dalej na północ, tym więcej kite’ów i windsurferów.
Orosei odwiedziliśmy po drodze z rezerwatu Bidderosa i o dziwo okazało się całkiem ciekawym miejscem. Pełne średniowiecznych budowli, urzekające kolorystyką elewacji w tonacji różu i pomarańczu, w kontraście z czarnym kamieniem i zielenią przydomowych ogródków. Pewnie przez pandemię wyglądało na wyludnione, ale chciałabym tam wrócić kiedyś w ciepły letni wieczór i zobaczyć jak ożywa. W Orosei jest dość dobrze zaopatrzony w wegańskie produkty Simply market.
Najdalej na północ gdzie dojechaliśmy, było miasto Olbia, które samo w sobie nie zrobiło na mnie wrażenia. Mimo wszystko będąc w okolicy, polecam wpaść do Natura by Art Academy skomponować sobie wegański poke bowl, napić się kawy i zjeść lody, a do Zaza Doner Kebap na wegański, tani i całkiem smaczny falafel. Poza tym Olbia to dobra baza wypadowa północnej Sardynii. Jest położona około 30 km od malowniczego Costa Smerlada (Szmaragdowego Wybrzeża), a także około 50 km od Parku Narodowego Arcipelago della Maddalena. Niecałe 8 km od centrum Olbii znajduje się Tomba dei Giganti Su Mont’e S’Abe (tzw. grobowiec olbrzymów). Jako znany ośrodek turystyczny posiada lotnisko i port morski oraz sklepy dobrze zaopatrzone w wegańskie towary (np. NaturaSi).
Zagłębiając się w górską Barbagię nie można zapomnieć o odwiedzeniu Orgosolo. Dziś to miasto murali, a w przeszłości miasto bandytów. Nadal można trafić tu na przestrzelone znaki drogowe, a uwagę od nich skutecznie odwracają kolorowe obrazy, pokrywające ściany budynków przy Corso Reppublica. Miasto jest mocno turystyczne, chodź z wiadomych względów, nie doświadczyliśmy tego podczas naszego pobytu. Murale przy głównej drodze nie są jedyne, najlepiej spenetrować też boczne uliczki w poszukiwaniu mniej znanych obrazków, jest ich kilkaset! Na espresso polecam wpaść do Baru Conzimu. A wracając z Orgosolo można zatrzymać się w Nuoro. Miasto to leży na granitowym płaskowyżu u podnóża Monte Ortobene i nazywane jest przez miejscowych sercem Barbagii. Jest miejscem, w którym stykają się ze sobą nowoczesność i historia. Mieści się tam największe muzeum etnograficzne na Sardynii Museo del Costume. Niedaleko miasta jest kolejny punkt archeologiczny Complesso Nuragico di Naddule. Okolicę warto odwiedzić jesienią, bo odbywa się wtedy objazdowy festiwal kulturalny Cortes Apertas (co znaczy „otwarte podwórka”). Impreza polega na tym, że co weekend w innym miasteczku Barbagii, odbywają się wydarzenia. Lokalsi prezentują przyjezdnym swoją oryginalną kulturę, kuchnię i rzemiosło, chwalą się tym, co mają najlepsze i najsmaczniejsze. Niestety w tym roku, z powodu Covid-19, wydarzenia te zostały odwołane.
Baunei to urocze, małe miasteczko górskie, położone na wysokości 480 m n.p.m. Okolica obfituje w spektakularne widoki, jest bardzo spokojnie, cicho i autentycznie. To właśnie tu zaczyna się jedyna droga na płaskowyż Altopiano di Golgo. Po pokonaniu kilku szalonych i stromych zakrętów kierujemy się w dół na znajdujący się na wysokości ok. 400 m n.p.m. teren. Płaskowyż jest niemalże odcięty od reszty świata, prowadzi do niego tylko ta jedna droga. Miejsce magiczne, na dzień dobry przy głównej drodze spotykamy dzikie świnie, dalej witają nas osły, owce i pies pasterski. W cieniu drzew odpoczywają krowy, owce troszkę się mnie boją, dlatego robię zdjęcia z daleka, ale osioł nie zachowuje dystansu, daje się pogłaskać i ewidentnie sprawdza, czy mamy coś do jedzenia.
Na płaskowyżu znajduje się również Su Sterru, najgłębszy ponor Europy, o głębokości 270 m. Mają tu również swój początek, drogi do najpiękniejszych plaż wyspy m.in. szlak na Cala Goloritzé (zaczynający się przy knajpie Su Porteddu) oraz szutrowa droga na Cala Sisine (15 km, które próbowaliśmy zrobić naszą Pandą, ale po 2 km zawróciliśmy). Droga do Cala Goloritzé to jakieś 2-3 h wymagającego spaceru, ale w nagrodę są niesamowite widoki. My zrezygnowaliśmy, bo do plaży można dostać się również łodzią, dzięki czemu bywa tłocznie. Może next time. Plaża jest płatna – 6 euro.
Z Baunei już bardzo blisko do kolejnych perełek prowincji Ogliastra. Jadąc dalej na południe drogą SS125 możesz odbić w lewo do Pedra Longa. Kilka kolejnych zakrętów w dół a twoim oczom ukaże się 128-metrowa wapienna skała. Miejsce jest znanym spotem do wspinaczki i nurkowania, a ponieważ nie ma plaży, życie morskie cieszy się tu większym spokojem. W okolicy przebiega również szlak Selvaggio Blu (Wild Blue). Jest parking, na którym spokojnie można zaparkować kampera. Jest też restauracja, idealna na romantyczną kolację.
W okolicy można odwiedzić miasteczko Santa Maria Navaresse, które poza sezonem jest raczej senne i ciche. Warte uwagi jest całkiem urocza i pusta plaża oraz ponad 1000-letnie drzewo oliwkowe, obok kościoła. Przy plaży jest całkiem miły lokalny bar, gdzie można nabyć sojowe cappuccino. Kawałek dalej na południe jest piaszczysto-żwirowa plaża Spiaggia di Tancau, która ciągnie się aż do miasta Arbatax (po drodze zmieniając nazwy na Spiaggia di Polu, Spiaggia del Lido delle Rose, Spiaggia di Iscrixedda, Spiaggia di Isula Manna). Dalej jest właśnie wspomniany Arbatax, o którym nie mogę zbyt wiele powiedzieć… Poza wielkim portem, do którego dobijają promy z Civitavecchia (Włochy kontynentalne), widzieliśmy tam jedynie różowe skały Rocce Rosse oraz dobrze zaopatrzony w wegańskie produkty market Conad.
Półwysep San Giovanni di Sinis odwiedziliśmy pod koniec wyjazdu, w drodze do Cagliari. Miejsce zaskoczyło nas bardzo pozytywnie, ludzi było mało, plaże czyste i piękne, a woda szmaragdowa i ciepła. Okolica jest idealna na długie spacery z psem, można dojść do samego końca półwyspu, podziwiając niezapomniane widoki i delektując się przestrzenią.
Po drodze na półwysep Sinis z Barbagii zatrzymaliśmy się na chwilę w Parco Archeologico Naturalistico di Santa Cristina. Jest to miejsce o dużej wartości archeologicznej, znajdują się tam zabudowania nuragicznej wioski i święta studnia, pochodzące z późnej epoki brązu (XI-IX w. p.n.e.). Kult wody był podstawową częścią religijnej praktyki cywilizacji nuragijskiej, a na Sardynii znajduje się kilkadziesiąt takich świętych studni.
Cagliari to miasto na południowym wybrzeżu wyspy, stolica autonomicznego regionu Sardynia. Posiada jeden z największych portów na Morzu Śródziemnym i międzynarodowe lotnisko. W bliskiej okolicy miasta znajdziesz piękne plaże (Chia, Porto Giunco, Simius, Poetto, Cala Cipolla) i rezerwaty przyrody (Monte Arcosu, Sette Fratelli) oraz Ogród Botaniczny w Maidopis. Na uwagę zasługuje także – oddalony o godzinę od miasta – płaskowyż Giara di Gesturi. Miejsce jest rezerwatem przyrody, który zamieszkują małe i dzikie sardyńskie konie, zwane Cavallini di Giara (konikami z płaskowyżu). Krajobraz płaskowyżu tworzą las dębów korkowych oraz bazaltowe skały.
Drugiego dnia pobytu z samego rana, poszliśmy odwiedzić Mercato Di Sanbenedetto (Mercato Civico di San Benedetto), duży dwupoziomowy rynek rolników. Poza ogromnym wyborem warzyw i owoców można było znaleźć wszelkie produkty regionalne tj. oliwa, wino, sery, pieczywo, wypieki, ręcznie robione makarony, miody czy powidła. Targowisko czynne jest od poniedziałku do soboty w godzinach 7-14. Jak zgłodniejesz to spokojnie znajdziesz stoisko ze świeżą focaccią, pizzą na kawałki czy panadami z warzywnym nadzieniem. Na dodatek w mieście jest kilka ciekawych miejsc z kuchnią roślinną. Na uwagę zasługują wegańskie restauracje Gintilla i Cavo Bistrot, serwujące fine dining. Po super dobre pistacjowe i czekoladowe lody udaj się do Gelateria Peter Pan, a na cappuccino z wegańskim croissantem do kawiarni La Dolce Vita. I tym wegańskim, kulinarnym akcentem kończę ten długi wpis i życzę Wam wielu pięknych podróży!
EDIT: Powoli nadchodzi druga część wpisu o Sardynii, stay tuned!
Jaki to jest cudownie obszerny artykuł! Bardzo dziękuję, szczególnie za część dotyczącą jedzenia :)
O dziękuję <3
Wybieram się za tydzień pierwszy raz na Sardynię, szukam info na jej temat. Bardzo podoba mi sie Pani artykuł, informacje sa konkretne, podane w bardzo ladnym stylu i zachęcają do odwiedzenia wyspy. Ciekawa jestem, jak widzi Pani Sardynię na tle innych pieknych miejsc, ktore Pani odwiedzila, innych wysp, np. Kanarów. Pozdrawiam Maria Duda
Dziękuje za miłe słowa <3 Zarówno Sardynia jak i Wyspy Kanaryjskie (przynajmniej te na których byłam, bo zostało mi jeszcze kilka do odwiedzenia) są warte zobaczenia, zupełnie inne ze względu na roślinność, krajobrazy i kulinaria. Sardynia na pewno lepsza na wczesną wiosnę i wczesną jesień, bo jeszcze temperatura jest dość wysoka, ale mniej ludzi niż latem. A z kolei Kanary są idealne na zimowe poszukiwanie słońca i ciepła. Jeśli ktoś szuka plażowania to wybrałabym Sardynię, chodź jest tam również sporo miejsc na fajny trekking. Jeśli ktoś szuka miejsca na surf i inne sporty wodne, trekking czy rower to zdecydowanie Kanary (zwłaszcza Teneryfa). A dla szukających spokoju, zjednoczenia z naturą i totalnego odcięcia od świata, polecam La Gomerę. Sardynia mimo, że należy do Włoch, jest zupełnie inna niż np. Sycylia czy Ischia, czy Włochy kontynentalne, ma swój koloryt, jest mniej zaludniona, bardziej dzika, plaże są zdecydowanie mniej zabudowane, infrastruktura związana z turystyką masową, nie jest aż tak nachalna, a w wielu miejscach nadal jej nie ma (co uważam za wielki plus).
Dziękuję za odpowiedż. Właśnie wrociłam z Sardynii, pogoda była wiosenna, bardzo przyjemna, kwitlo sporo roslin. Bardzo mi się spodobała, podzielam Pani spostrzeżenia, jest surowa, ale to wlasnie stanowi o jej uroku. Życzę wielu ciekawych podróży. M.