Island in the sun, Madera – Portugalia
Madera była na mojej podróżniczej liście marzeń od lat, ale dopiero w tym roku udało mi się ją odwiedzić. Podróż rozpoczęłam od „Zbrodni roślin” Amy Stewart i wegańskiego posiłku na pokładzie Tap Portugal. Lądowanie na jednym z bardziej niebezpiecznych lotnisk świata przebiegło podręcznikowo. Ufff udało się, mieliśmy przed sobą kilka dni w stolicy – Funchal, a potem kolejne – na północy wyspy – w São Vicente. Wieczór był ciepły, złapaliśmy busa do miasta i rozpoczęliśmy nasze zimowe wakacje!
Pierwsze chwile na wyspie, kilka wdechów wiosennego powietrza i już wiedziałam, że tydzień mi nie wystarczy. Nocą temperatura spadała do 18 stopni, a w dzień przekraczała 20 parę w cieniu. To oznaczało szorty w lutym, a ja właśnie o tym marzyłam.
Madera leży niecałe 600 km od wybrzeża Afryki, na Oceanie Atlantyckim. Została odkryta w 1418 przez portugalskich nawigatorów João Gonçalves Zarco, Tristão Vaz Teixeira i Bartolomeu Perestrelo, do dziś pozostaje autonomicznym regionem Portugalii. Charakteryzuje ją łagodny, subtropikalny klimat, bujna roślinność i majestatyczne góry. Powstała w tym samym czasie co Wyspy Kanaryjskie i pierwotnie cała była pokryta lasem wawrzynowym (takim samym jaki miałam okazję podziwiać na La Gomerze). Niestety spory obszar lasów, został wypalony przez pierwszych osadników pod uprawy m.in. trzciny cukrowej.
Wyspa na której urodził się Cristiano Ronaldo, słynie z dzikiej, unikalnej przyrody oraz spektakularnych widoków. Ponad połowę jej powierzchni pokrywają rezerwaty, które poprzecinane są trasami trekkingowymi o każdym poziomie trudności. Wiele z nich biegnie wzdłóż lewad, czyli kanałów irygacyjnych służących do transportowania wody deszczowej z północy na południe wyspy. Sieć kanałów wybudowano w XVI wieku, a ich zadaniem było nawadnianie upraw owoców, trzciny cukrowej i bananowców. Ścieżki biegnące wzdłuż kanałów z początku służyły do kontrolowania i zapewniania drożności lewad, obecnie są atrakcją turystyczną. Natura którą skrywają lewady jest zniewalająca… Czułam się trochę jak w „Jurassic Park” kiedy kroczyłam wśród gigantycznych paproci drogą Faja do Rodrigues.
O portugalskiej kuchni pisałam już przy okazji relacji z Lizbony i Wybrzeża Algarve, dlatego nie widzę sensu się powtarzać. Owoce morza i ryby są mi zupełnie obce, ale jeśli jesteś fanem, to Madera nie zawiedzie cię w tym temacie. Mnie ta wyspa urzekła smakiem i świeżością warzyw oraz różnorodnością owoców i ziół.
Madera to kukurydza, syrop z trzciny cukrowej, kasztany, owoce monstery i mocny rum. To ekologiczne gospodarstwa i organiczne uprawy. To kolory i kształty kilkunastu odmian marakui i zapach Mercado dos Lavradores tuż przed zamknięciem. Smak malutkich bananów i lepkiego ciasta Bolo do Mel, za którymi już tęsknię.
Przygotowanie do wyjazdu
Madera to bezpieczne miejsce, nie musisz się jakoś specjalnie przygotowywać. Potrzebujesz dowodu osobistego i ubezpieczenia, bo z uwagi na specyfikę wyspy (wąskie drogi, osunięcia gruntu, niezabezpieczone szlaki, drastyczne zmiany pogodowe) czasem zdarzają się wypadki losowe oraz odwołane loty. Nie ma niebezpiecznych zwierząt, żadne szczepienia nie są wymagane (na lotnisku widziałam ulotki dotyczące wirusa Zika i Dengi). Z uwagi na zmienne warunki pogodowe, wszechobecne tunele, długość niektórych tras i całkiem pokaźne wysokości, lepiej zaopatrz się w kurtkę przeciwdeszczową (i przeciwwiatrową), czapkę, latarkę, butelkę na wodę i wygodne buty (moje syntetyczne air maxy sprawdziły się najlepiej). Pogoda nawet zimą jest iście wiosenna, dlatego na dzień przydadzą ci się letnie ciuchy, a wieczorami bluzy i swetry. Lepiej mieć ze sobą środek na komary i kleszcze, bo podobno występują (my nie widzieliśmy ani jednego, ale lepiej być przygotowanym na najgorsze).
Samolot
Jak stosunkowo tanio i wygodnie dostać się na wyspę wiecznej wiosny? Poczekać na promocję linii lotniczych TAP Portugal :) Ja swoje bilety upolowałam za nieco ponad 700 zł. Trasa Warszawa – Lizbona – Funchal to 6 godzin lotu łącznie, a co najważniejsze podczas rezerwacji lotów można wybrać wegański posiłek!
Oczywiście są inne sposoby, aby się tam dostać. W wersji bardziej ekonomicznej możesz pokombinować z lotami łączonymi Easy Jet i Ryanair lub Wizzair. Easy Jet lata na Maderę z Lizbony, Porto, Londynu, Bazylei, Bristolu i Manchesteru. Do większości z tych miast można dostać się Wizzairem bezpośrednio z Warszawy (w Londynie wymaga to jednak zmiany lotniska) lub Ryanair’em z Modlina. Z innych miast w Polsce też coś znajdziesz (z minimum jedną przesiadką).
Bookowanie tego typu połączeń może wiązać się z 1-2 dniowym pobytem w miejscu przesiadki, co może się okazać dodatkowym atutem. Sama szukałam takiego lotu przez Porto, aby wreszcie odwiedzić to miasto :)
Trzecia opcja to loty czarterowe, czyli takie które oferują biura podróży. Są to loty bezpośrednie, wykonywane wynajętym do tego celu samolotem, a w cenę biletu wliczony jest bagaż rejestrowany. Jest to korzystne rozwiązanie jeśli ogranicza cię czas, a spakowanie się na tydzień w bagaż podręczny, uważasz za niewykonalne. Nigdy nie korzystałam z tego typu rozwiązania, ale podobno jest bardzo wygodne.
Transport
Pierwsze co cię czeka to dotarcie z lotniska do miejsca w którym nocujesz i w zależności od godziny lądowania, masz do wyboru Aerobus (rozkłady jazdy), autobusy które zahaczają o lotnisko (rozkłady) oraz taksówki (jak się zbierze kilka osób to cena jest zbliżona do ceny biletu autobusowego). Aerobus do Funchal to koszt 5 euro w 1 stronę (8 euro jeśli kupisz od razu powrotny), zwykły bus to niecałe 4 euro jednorazowo. Z lotniska do stolicy jest ok. 17 km, ale trasa trwa 30-45 min.
Jesteś już zameldowany, wyspałeś się, chcesz jak najszybciej zacząć poznawać wyspę… Każdy kogo spytasz o najwygodniejszy sposób na poruszanie się po niej, odeśle cię do wypożyczalni samochodów. Nie mogę się nie zgodzić, wielokrotnie podczas tego wyjazdu marzyłam o własnym aucie :) Madera ze względu na specyfikę ukształtowania terenu, wcale nie jest łatwa w eksploracji, a pokonanie małych odległości autobusem zajmuje wieki. No, ale nie mam prawka, mój chłopak również, więc byliśmy zdani na transport lokalny.
Autobusy na Maderze to temat dość skomplikowany, ale przy odrobinie cierpliwości da się go ogarnąć. Na wyspie działa 5 firm przewozowych, każda obsługuje inną część wyspy, a jedna z nich działa lokalnie w Funchal i jej najbliższej okolicy. Między innymi dlatego stolica – mimo że dość tłoczna – jest najlepszą bazą wypadową. Autobusy jeżdżą w każdym kierunku, łatwo o informację w języku angielskim, a ponieważ z tego miejsca startują, to są raczej punktualne.
Jeśli mam być szczera to w innych częściach wyspy temat połączeń wygląda nieciekawie, autobusy są bardzo rzadko, spóźniają się, zatrzymują w innych miejscach niż przystanki mogłyby na to wskazywać, wiozą cię z przesiadkami, można nawet zaliczyć połączenia z pół godzinną przerwą w jakimś przypadkowym mieście. Zaliczyliśmy kilka mniej lub bardziej udanych „wypraw” autobusami, z niektórych planów musieliśmy zrezygnować lub korzystać z lokalnych taksówek żeby osiągnąć cel kilka razy szybciej.
Niestety temat łapania stopa na Maderze, to same porażki, w absolutnie żadnym miejscu nie udało nam się zatrzymać auta.
A na koniec coś najwspanialszego na świecie, wypożyczenie roweru i doznania związane z trailem po wawrzynowym lesie, przejazdem wzdłuż Lewady da Serra do Faial i zjazdem krętymi ulicami z wysokości 1400 do zera. Doświadczanie wyspy z perspektywy roweru górskiego jest mega, po prostu musiałam skorzystać z okazji! Wypożyczalni jest kilka, większość w Funchal.
Ciekawe miejsca i aktywności
Madera to raj dla wielbicieli przyrody i to właśnie na niej skupiałam swoją uwagę podczas tej podróży. Plaże zeszły na dalszy plan, a ocean kołysał się gdzieś w oddali tworząc idealne tło.
Na wyspie w kilku miejscach występują dobre warunki do surfowania. Najbardziej popularne są Ponta Pequena i Paul do Mar na południowym wybrzeżu oraz Faja da Areia na północnym (w São Vicente). Tutaj jest mapka ze wszystkimi spotami.
Jedną z popularnych aktywności jakie można uprawiać, jest trekking. Wyspa posiada tysiące kilometrów tras pieszych, od prostych i bezpiecznych wiodących wzdłuż lewad, przez niezabezpieczone wąskie ścieżki górskie, po prawdziwą wielogodzinną wspinaczkę. Dodajmy do tego wszystkiego tunele, wodospady i strumienie, a okaże się że poziom trudności wcale nie jest uzależniony wysokością i długością szlaku. Poniżej opiszę moim zdaniem najciekawsze trasy, a potem pozostałe miejsca na wyspie które mogę polecić.
Ponta de São Lourenço – jedno z ciekawszych miejsc, zupełnie odmienne od reszty Madery. Wschodni koniec wyspy to trasa wiodąca skalistymi klifami, idealna lokacja do podziwiania wschodów słońca, dzikie, wietrzne, surowe i piękne. Najlepiej udać się tam przed świtem, albo pierwszym autobusem, inaczej doświadczysz bliskiego spotkania z wycieczkami autokarowymi zaawansowanych wiekiem przyjezdnych. Tripa na Ponta de São Lourenço zrobiliśmy już pierwszego dnia naszego pobytu. Pogoda była szalona, bardzo silny wiatr i słońce. Z Funchal (okolica Praça da Autonomia) startują busy w kierunku Baia d’Abra, czyli miejsca z którego zaczyna się szlak (np. linia 113). Przejazd trwa ponad godzinę, a na miejscu jest do przejścia 8 km (w 2 strony). Widoki zapierają dech w piersiach, a siła wiatru robi to dosłownie ;) Nawet w brzydką pogodę zrobisz niesamowite zdjęcia.
Levada Faja do Rodrigues (PR16) – jedna z łatwiejszych i krótszych lewad, kryjąca piękne widoki, wodospady oraz słynne wąskie i długie tunele. Ostatniego z nich nie udało nam się pokonać, bo zapomniane lęki przestrzenne, przypomniały mi o swoim istnieniu. Ale to co było po drodze w zupełności wystarczyło, aby poczuć się jak w „Zaginionym Świecie”. Żeby się do niej dostać musieliśmy zaliczyć „wspinaczkę” z doliny São Lourenço na wysokość 600 m. Droga biegła przez wioski, mogliśmy poczuć klimat lokalnych kawiarni i napić się bica cafe w jednej z nich. Po dotarciu do celu droga jest raczej mało wymagająca, idziesz po płaskim, wzdłuż lewady. Roślinność wdziera się z każdej strony, wilgoć zaczyna być odczuwalna, woda skapuje zewsząd i spływa z góry tworząc dzikie wodospady.
Levada da Serra do Faial – tą trasę zrobiliśmy na rowerach i trochę żałuję zbyt szybkiego tempa, bo było dziko i magicznie. Ponieważ jest ona często uczęszczana, lepiej zacząć wcześnie rano, uniknąć ludzi i cieszyć się spokojną jazdą wśród eukaliptusów. Widoki są bardzo urozmaicone, po drodze są odcinki bardziej ucywilizowane i takie totalnie dzikie. Widoczki na dolinę Ribeira da Metade i dwa najwyższe szczyty, Pico Areeiro i Pico Ruivo oraz Penha D’Águia.
Jeśli jesteś na rowerze to polecam zboczyć z trasy w las i pojeździć po łagodnych trasach „trial’owych”, zagubić się pośród endemicznej roślinności i odkryć dzikie zakątki wyspy.
Levada do Rei (PR18) – to już nieco dłuższy trip (10 km), ponownie wzdłuż lewady i wśród magicznej przyrody. Są tunele, wodospady, widok na dolinę São Vicente i otoczenie wilgotnego, subtropikalnego lasu wawrzynowego.
Levada dos Cedros – Fanal (PR14) – to właśnie stąd są zdjęcia dziwnie powyginanych drzew rosnących niemalże w poziomie, spowitych mgłą. Kolejna droga lewadą z urozmaiconymi widokami.
Vereda do Chão dos Louros i Caminho Do Norte – środek wawrzynowego lasu i droga w dół ku São Vicente, spacerek kilkugodzinny dla wielbicieli przyrody.
Vereda da Garganta Funda – krótka trasa z widokiem na wodospad i klify. Możliwy dojazd aurobusem.
Vereda do Larano – trasa lewadą z widokiem na północne wybrzeże wyspy i ocean Atlantycki. Poczatek trasy w Machico.
Funchal – stolica wyspy, to właśnie w jej okolicy mieszka ponad połowa ludności Madery. Mieliśmy okazję spędzić tam kilka dni i całkiem polubić to miasto. Miejscami przypominało Lizbonę, taką w wersji mini. A co ciekawego w mieście… zależy czym się jarasz, ja preferuję gastro turystykę więc jeśli chodzi o ten temat to właśnie Funchal jest miejscem ze porą ilością opcji dla wegan. Ale poza jedzeniem są różne piękne miejsca. Jedna z najstarszych ulic miasta Rua de Santa Maria łącząca Mercado dos Lavradores z fortem Sao Tiago, niegdyś uznawana za bardzo niebezpieczną, dziś bardzo chętnie uczęszczana z powodu zdobiących drzwi budynków rysunków. Jardim Municipal to ogród w centrum miasta, który powstał na terenie klasztoru franciszkanów. Santa Catarina Park to kolejny park, dużo większy od Jardim Municipal, oferuje wspaniałe widoki na miasto jak i samą zatokę. Kolejny (pewnie nie dla każdego interesujący) jest Jardim de Plantas Aromaticas e Medicinais, czyli ogród ziół medycznych (koło Palacio de Sao Pedro, muzeum historii naturalnej). Mercearia da Rua dos Tanoeiros to istniejący od 150 lat sklep z przyprawami z całego świata, miejsce dla wszystkich foodie. A na koniec Mercado dos Lavradores, czyli rynek rolników – miejsce turystyczne, ale moim zdaniem takie które odwiedzić trzeba! To tam spróbujesz kilkunastu odmian marakui, kupisz kwiaty protei i napar z lokalnych ziół. Jest drogo, ale nigdzie indziej nie widziałam aż takiej różnorodności owoców i warzyw ;)
Monte Palace Tropical Garden – podróż na Monte najlepiej rozpocząć wcześnie rano z Av. do Mar e das Comunidades Madeirenses 32, gdzie znajduje się przystanek kolejki linowej Teleferico (koszt 16 euro w 2 strony). Widok z gondoli na panoramę miasta jest wart swojej ceny, biorąc pod uwagę pokonanie tej samej drogi autobusem, musisz liczyć się z nieco innymi doznaniami. Jedną z głównych atrakcji Monte jest botaniczny raj, niestety mocno oblegany przez turystów, dlatego najlepiej jechać pierwszą kolejką o 9 tej rano. Będziesz miał czas sam na sam z przyrodą parku, a jest tam dość magicznie i pięknie. Stawy z rybkami koi, ogromne monstery, filodendrony, szum fontann, ogród orchidei, widok na miasto i ocean. Alternatywny sposób dotarcia to autobus 20/21 Funchal – Monte.
São Vicente – dojazd do tego miasteczka trwa, w zależności od godziny startu i trasy którą jedzie autobus, od 1 do 2,5 h (my trafiliśmy takie połączenie, że kierowca dał nam czas wolny 30 minut w miejscowości Ribeira Brava). Są dwa połączenia: nr. 6 ( Rodoeste) Funchal – Boaventura i nr. 139 (Rodoeste) Funchal – Porto Moniz. São Vicente Ppołożone jest na północno zachodnim wybrzeżu wyspy miasteczko, było naszym 2 gim domem po opuszczeniu stolicy. Wybrałam je ze względu na zupełnie odmienny charakter od Funchal. Druga część naszego wyjazdu miała być bardziej spokojna, a miejsce do którego trafiliśmy było idealne. Agroturystyczne gospodarstwo Sola Da Bica zapewniło nam super warunki. Był kryty basen, wegańskie śniadanie, widok na góry i dolinę, a wszystko to otoczone uprawą ekologicznych warzyw i owoców. Prognozy pogody na szczęście się nie sprawdziły i zamiast deszczu, São Vicente przywitało nas słońcem. Samo miasteczko urokliwe i wyludnione, niestety niezbyt dobrze zaopatrzone w sklepy i restauracje. Ale widok oceanu z plaży i starej drogi ER101 Antiga okalającej północną część wyspy, wynagradzał wszelkie braki. Góry i ocean, a w miejscu gdzie się spotykały, czarne nieprzystępne plaże. Dobre dla początkujących surferów i fotografów. Stara droga na odcinku São Vicente i Seixal w pewnym miejscu się urywa i nie ma możliwości przejścia, ale widoki po drodze są najlepsze! Polecam taki spacer. Jeśli pójdziesz w drugą stronę (nie w kierunku Seixal tylko Boaventury), trafisz na kolejne pocztówkowe kadry i opuszczony basen odkryty do którego przelewa się woda z oceanu.
Seixal – sąsiadujące z São Vicente miasteczko po drodze do Porto Moniz w którym znajdują się naturalne baseny (jak w Porto Moniz) i czarna piaszczysta plaża. Nie ukrywam, że plaża jak dla mnie najfajniejsza ze wszystkich, była niemalże pusta, woda spokojna i czysta, piasek idealny i spektakularny widoczek na zachodni brzeg wyspy.
Okolice São Vicente – to przede wszystkim las wawrzynowy, ocean atlantycki, kamieniste plaże i małe urocze wioski. Jest też Centrum Wulkanizmu i jaskinie – Grutas de São Vicente e Centro Vulcanismo. Jest kilka tras trekingowych w okolicy i szlaków wiodących wzdłuż lewad (dotarcie czasem wymaga solidnego spaceru lub podjechania autobusem) m.in. Levada Faja do Rodrigues (PR16), Caminho do Pinaculo e Folhadal (PR17), Caminho Real da Encumeada (PR12), Chao dos Louros (PR22) i Caminho do Norte (PR 21).
Plaże
Linia brzegowa wyspy w większości składa się ze stromych klifów, dlatego plaż jest niewiele, głównie żwirowe i kamieniste. Wielbicielom złotego piasku proponuję popłynąć na pobliską wyspę Porto Santo, oddaloną o 43 km od Madery. Koszt promu z Funchal w 2 strony to ok. 220 pln (wypływa o 8, wraca o 18). Jeśli nie przeszkadza ci plażowanie w tłumie ludzi, to w Machico znajduje się „sztuczna” plaża Praia da Banda d’Além, która jest jedną z niewielu plaż na Maderze z jasnym piaskiem.
Praia do Porto do Seixal – czarna plaża z drobnym piaseczkiem i niesamowitym widokiem na północne wybrzeże Madery. Mało ludzi, łagodny ocean (zatoka), mini wodospad, spokój, moja ulubiona.
Praia do Laje – czarna piaszczysto kamienista plaża w Seixal. Dzika i tym samym pozbawiona opieki ratowników.
Praia da Prainha – plaża z ciemnym wulkanicznym piaskiem, w pobliżu malowniczego punktu São Lourenço.
Praia da Alagoa – mała, czarna, piaszczysto kamienista z imponującym widokiem na góry. Ocean jest łatwo dostępny, posiada infrastrukturę turystyczną (miejsca do opalania, leżaki i parasole do wynajęcia), strefę piknikową oraz miejsca parkingowe.
Praia da Cahleta – pierwsza sztuczna i za razem najbardziej znana plaża na Maderze ze złotym piaskiem przywiezionym z Maroka. Plaża ma 100 m długości i jest osłonięta od otwartego Oceanu falochronami.
Lokalne przysmaki
Bolo do Caco – chleb przygotowany z mieszanki mąki żytnej, kukurydzianej oraz słodkich ziemniaków, podawany jest z masłem czosnkowym często z dodatkiem ziół.
Milho frito – przystawka z mąki kukurydzianej z dodatkiem czosnku, oliwy oraz jarmużu, podawana w formie podsmażonych na złoto kostek.
Açorda – czasem wygląda jak zupa chlebowa. Teoretycznie jest to potrawa wegetariańska, składa się ona z pasty z kolendry, czosnku, oliwy, przypraw, jajka w koszulce oraz kawałków chleba.
Mel de cana – na Maderze określany mianem miodu z trzciny cukrowej, ale tak naprawdę to ciemna i gęsta melasa trzcinowa. Ważny składnik ciasta Bolo do Mel.
Pastéis de castanha – wariacja na temat tarteletek Pastéis de Nata, ale z kasztanowym nadzieniem.
Sonhos i Malasaada – to odpowiedniki naszych pączków, tradycyjnie jedzone w tłusty czwartek. Niestety nie udało mi się ich skosztować, bo ciężko było się dowiedzieć na czym są smażone (tradycyjnie do smażenia używa się smalcu).
Rebuçados de Funcho – ręcznie robione twarde cukierki. Występują w wielu różnych smakach np. eukaliptusowe, pomarańczowe, o smaku trzciny cukrowej. Jako pierwsza zaczęła produkować je Fábrica Santo António, znajdująca się w Funchal.
Bolo de Castanha – ciasto z mąki kasztanowej. Oryginalnie z dodatkiem jajek, wypadało by je zweganizować :)
Bolo do Mel – najbardziej znane ciasto Madery. Oryginalnie dodawano do niego smalec, ale na szczęście w tej chwili można znaleźć ciasta z całkowicie wegańskim składem. Bolo do Mel jest lepkie, ciężkie, bardzo słodkie, trochę specyficzne przez zawartość melasy z trzciny cukrowej, przypomina mój świąteczny piernik (od kiedy jestem weganką każdy piernik robię na melasie właśnie).
Panqueca de Abóbora – naleśniki dyniowe, zupełnie przypadkiem mam przepis na coś podobnego na blogu (o tutaj).
Pudim de Maracuja – pudding z marakui, popularnego lokalnego owocu. Passion fruit występuje tu w wielu odmianach (bananowa, pomarańczowa, ananasowa, pomidorowa, cytrynowa etc.) jednak do puddingu używa się tej oryginalnej.
Rum Aguardente – to rum z trzciny cukrowej o dość specyficznym posmaku, nieco mocniejszy niż zwykły rum.
Vinho da Madeira – lokalne wzmacniane wino, występuje w kilku wariantach od wytrawnego po super słodkie.
Poncha – alkohol na bazie rumu z trzciny cukrowej, miodu i soku z cytryny lub pomarańczy. Nie próbowałam z uwagi na zawartość miodu ;)
Likier Castanha – to likier kasztanowy, produkowany głównie w Dolinie Zakonnic, gdzie co roku odbywa się Festiwal Kasztanów. Kasztany można dostać również w innych częściach wyspy, prażone widziałam w Funchal, tam też skosztowałam zupy z ich udziałem (w Museu Café).
Maracuja – jak już pisałam występuje w wielu odmianach smakowych, żeby je spróbować wystarczy odwiedzić Mercado dos Lavradores.
Philodendron fruit (fruit salad) – owoc przypominający wielką szyszkę. To tak naprawdę owoc monstery deliciosa, popularnej u nas rośliny doniczkowej, która na Maderze rośnie wszędzie jak chwast. Smak tego dziwaka jest połączeniem banana z ananasem, trzeba uważać na odpowiednie dobranie się do miąższu.
Anona (custard apple) – jadłam ją wielokrotnie, ale na Maderze były najpyszniejsze. Zielony, jakby pokryty łuskami owoc skrywa słodkie, miękkie wnętrze. W smaku przypomina połączenie banana z gruszką, pestki trzeba wypluwać ;)
Banany (prata) – rosną tam i dojrzewają przez cały rok, są mniejsze niż te u nas w sklepach, ale słodsze i bardziej aromatyczne (przypominają mi te z La Gomery).
Guava – owoc z zewnątrz przypominający gruszkę, w środku jest jaskrawo różowy. Smak specyficzny, nieco przypomina mi arbuza.
Pieczone kasztany (castanhas assadas) – popularne w Dolinie Zakonnic, ale tak naprawdę w innych częściach wyspy również (w sumie w całej Portugalii można się na nie natknąć).
Pitanga (brazilian cherry) – owoce są nieco większe niż czereśnie, w smaku są naprawdę dziwne i nie jestem w stanie ich do niczego porównać, lekko kwaśno słodkie.
Yam – warzywo pochodzące z Afryki. Taki trochę ziemniak, zawiera sporo skrobi, jest mączne i dość mdłe w smaku.
Knajpy
Poza Funchal przygotuj się na aktywne poszukiwanie jedzenia, na standardowe frytki z sałatką, na dania z działu starterów i inne kombinacje. O knajpach w Funchal jest poniżej bardziej szczegółowo, ale w innych miejscowościach obowiązuje zasada sprawdzania. Większość knajp ma opcje wegetariańskie, szału nie ma, ale czasem trafisz na coś naprawdę smacznego. W innych przypadkach lepiej bookować sobie pokój z kuchnią lub wykupić jedzenie w hotelu. My mieliśmy w swoim bardzo solidne wegańskie, organiczne śniadanie, postarali się na tyle, że był nawet domowej roboty jogurt sojowy, owoce anony i świeżo tłoczony sok z ogrodowych warzyw. Przepis nim inspirowany tutaj :)
Bioforma Restaurant – bistro znajduje się na dolnym poziomie eko sklepu, niestety ciężko jest się dogadać z obsługą i nie udało nam sie tam zjeść. Mają codziennie inny lunch, jakieś ciacha i przekąski.
Coraçao Vegano – jedyna w pełni wegańska knajpa w Funchal. Wnętrze dość eklektyczne, muzyka również (najpierw leciało reggae zaraz potem chamski dance). Mimo wszystko jedzenie bardzo mi smakowało, solidny fast food w pełni roślinny i ładnie podany.
Ervilha Doce – miejscówka wegetariańska z opcjami vegan. W porze lunchu potrawy na ciepło, poza tym opcje śniadań i słodkości do nabycia przez cały dzień.
Gigi Sumos – to po prostu pyszne soczki, koktajle i smoothies. Duży wybór opcji i możliwość własnej kompozycji składnikowej.
Geladaria Mil Sabores (Funchal) – lodziarnia, nie do końca standardowa, bo jest to miejsce gdzie możesz wybrać jak dokładnie będzie wyglądał i smakował twój lód na patyku. Doznania wizualne gwarantowane :)
Hamburgueria do Bairro – znowu fast food, ale w końcu w menu seitan i tempeh. Frytki klasyczne i z batatów, jakość jedzenia bardzo dobra, a smak przyzwoity.
Madbio – sklep i bufet z organicznym wegetariańskim jedzeniem, opcjami vegan, raw, produktami na wagę i ekologicznymi. W końcu zdrowo i lekko.
Museu Cafe – chyba nasze ulubione miejsce w Funchal. Niby nie wegańskie, ale na tyle przyjazne i smaczne że wracaliśmy tam kilkukrotnie. Proste, lekkie, wiosenne potrawy w centrum miasta. Miła obsługa i jedzenia tak jak lubię, na zewnątrz. Sałatkę z grillowanymi warzywami od powrotu z Madery powtarzam sobie w domu dość często, taka mała wyjazdowa inspiracja.
Olives Restaurante – trochę ą i trochę ę, ale naprawdę smacznie. Porcje jak na restaurację przystało małe, ceny wyższe niż gdzie indziej, ale jeśli masz ochotę na białe obrusy i odrobinę luksusowej przestrzeni to idealne dla ciebie.
Sabor da India – to miejsce z opcjami dla wegetarian, ale o zamianę ich w wegańskie trzeba dopytywać. Jest odrębna lista tych dań w menu więc łatwo jest się dogadać. Jedzenie indyjskie zawsze spoko.
Sklepy
Bioforma – ta sama lokacja co restauracja o tej nazwie. Sklep ze zdrową żywnością i suplementami diety, znajdziesz tam m.in. roślinne mleko, jogurty, tofu, produkty bezglutenowe, zdrowe słodkości.
BioLogos – sklep z żywnością ekologiczną i nie tylko. Poza podstawowymi produktami pierwszej potrzeby takimi jak roślinne mleka, znajdziesz tam nawet wędlinę z seitana i parówki sojowe.
Plano D – sklep ze zdrową żywnością, są jogurty sojowe i kokosowe, mleka, suplementy diety, sporo superfoods, herbaty pukka, batony raw i dużo więcej.
SoloBio – sklep spożywczy z żywnością organiczną. Spory wybór owoców i warzyw, sery violife, wegańskie jogurty i mleka, słodkości oraz kosmetyki.
Pingo Doce – niestety w tym markecie (pomimo moich dobrych doświadczeń z nim zarówno z Lizbony jak i Algarve), było bardzo słabo z jedzeniem wegańskim. Były mleka i jogurty, no i oczywiście warzywa, owoce oraz wszelkie produkty sypkie, ale na jakiekolwiek sery i fake meat’y nie można było liczyć.
Spar – kolejny supermarket i jeszcze gorzej niż w poprzednim. W sumie to nawet mleka roślinnego nie mieli. Warzywa i owoce marne, mały wybór.
Continente – to kolejna sieć supermakretów. Musisz szukać półki z napisem „area viva” czyli sekcji ze zdrową żywnością. Mają tam podstawowe produkty wegańskie tj. mleka, jogurty, masła orzechowe, czekolady, tofu, superfoods i suplementy diety.
Mercado dos Lavradores – pisałam już o im przy okazji miejsc w Funchal, ale muszę go tutaj powtórzyć. Jest to targowisko na którym znajdziesz ogromny wybór warzyw, owoców, ziół, przypraw i kwiatów (ryb oczywiście również). Polecam stoisko z ziołami na 2 gim piętrze, zakręcony Pan ma spory wybór dziwnych mieszanek ziołowych, wszystko naturalne, organiczne, lokalne. Obok super stoisko z przyprawami, a na dole małe kramiki kwiaciarek z proteami i innymi kosmicznymi kwiatami. Spędziłam tam sporo czasu, bo nie mogłam się napatrzeć na te wszystkie kolory.
Poza jedzeniem Madera oferuje sporo dla wielbicieli rękodzieła. Z przedmiotów ręcznie wykonanych są koronki, tradycyjne nakrycia głowy i instrumenty, a także wyroby z wikliny. Oprócz tego, na wyspie można zakupić różnego rodzaju haftowane obrusy oraz przepiękną malowaną ceramikę. Ja tam wolę pamiątki „jadalne”, ale warto wiedzieć co dany region ma do zaoferowania.
Na zakończenie muszę obiecać, że tam wrócę z prawem jazdy. Tydzień to zdecydowanie za mało, zostało mi sporo terenów do eksploracji i z chęcią pojeżdżę więcej na rowerze po lewadach. Poza tym uprawianie shinrin-yoku* w lesie pierwotnym (z okresu trzeciorzędu) to doznanie mistyczne…
*shinrin-yoku – dosłownie oznacza kąpiel w lesie, zjawisko powstało w Japonii na początku lat 80 tych i jest uważane za formę terapii przyrodniczej. Z książka „Shinrin-yoku. Sztuka i teoria kąpieli leśnych” autorstwa Quing Li, dowiesz się nieco więcej na ten temat.
BRAK KOMENTARZY